Choć niewiele się tu dzieje, to ogląda się go zaskakująco dobrze, nie przynudza. Kolejna ważna rzecz, to klimat, który jest odczuwalny w stopniu zadowalającym. Odrobinę mi się to kojarzyło z "The Hills Have Eyes" głównie za sprawą scenerii i tych dzikusów. Znajdzie się też jedna, ale za to mocna scena gore.
Nie rozumiem natomiast aż takiego wychwalania tego filmu pod niebiosa, jakby był jakimś arcydziełem, a nie jest. To po prostu doby odgrzewany kotlet z przyzwoitym aktorstwem (poza Lili Simmons, która była tragiczna).
Film zwalnia przy końcu, zabrakło jakiegoś mocniejszego bądź nieprzewidywalnego zakończenia. Ale przez większość czasu trzyma w napięciu. Taki rasowy western plus "Droga bez powrotu" albo jak Ty skojarzyłeś "Wzgórza mają oczy". Przypadłby mi do gustu naturalne sceny walki i brutalność.
W pewnych scenach przypomniał mi się nawet klimat z "Pikniku pod wiszącą skałą", ale to luźne skojarzenie. Obraz intrygujący, momentami nużący (peplający dziadek czyli zastępca rezerwowy szeryfa) bez powalającej gry aktorskiej. Mocne sześć, bo jest w tym filmie coś dziwnego, niepokojącego (i nie są to te brutalne sceny).
intrygujący, klimatyczny, naturalizm scen wgniata w fotel. W zasadzie to antywestern.
Momentami rzeczywiście, zaprzecza pewnemu etosowi. Kanibale to zombie czy ufo nawet w westernie. Kij w mrowisko - ja tam widzę hołd dla Wooda;D
W umownym skrócie widziałem Jacka Nicholsona zarzynajacego Marlona Brando i spogladajacego na wzgorze, które ma oczy :D