Film o czasach kryzysu, mniej skomplikowany niż "Chciwość", ale bardziej złożony niż kino familijne czy komedie romantyczne. Postać Roberta MIllera, którego gra Gere nie jest przesadnie sympatyczna (kłamie, wykorzystuje, mataczy), ale i tak jesteśmy cały czas po jego stronie. Dylematy i dramaty wielkich tego świata są może mniej oczywiste niż rozpacz matki szóstki dzieci eksmitowanej za niepłacenie czynszu, ale przecież istnieją. Można być np. znanym reżyserem hollywoodzkim, milionerem, a mimo to pewnego dnia skoczyć z mostu. Można być wielkim inwestorem, obracać setkami milionów., a mimo to pewnej nocy, nad ranem stać się zdanym na pomoc czarnego młodzieńca z Harlemu. "Arbitrage" to film nietypowy, pomysłowy, prezentujący solidne rzemiosło filmowe i niebanalną tematykę. Na pytanie, czy warto go obejrzeć, odpowiadam bez wahania : warto!
"ale i tak jesteśmy cały czas po jego stronie" - mów za siebie :) Ja miałam ambiwalentny stosunek do jego postaci - a im bliżej go poznawałam, tym bardziej niechętny.. niby wyznawał jakieś wartości, ale jego uczucia odebrałam jako dość płytkie i warunkowe. Chyba najbardziej cenił sobie lojalność i "przydatność" innych ludzi. Pozdrawiam.